Wino i Kraków

26 kwietnia 2024

Winna kultura


tekst: Szymon Gatlik

Libiamo, libiamo! – wznosi toast Alfred w pamiętnej arii z opery Verdiego. I choć to pewnie najsłynniejszy, to przecież niejedyny przykład związków wina ze sztuką.

„Jeśli zważymy, że na pierwszej stronicy Pisma Świętego Pan Bóg tworzy dopiero świat, a już na ósmej Noe leży urżnięty w pień, to przekonamy się, że widocznie pilną sprawą było obdarzenie człowieka boskim trunkiem gronowym…” – pisał z niejaką ironią Julian Tuwim. Spod satyrycznej formy słów wybitnego poety przeziera jednak prawda bezsprzeczna: wino od najdawniejszych czasów jest częścią naszej kultury.

Od pierwszych upraw na Kaukazie (spór o palmę pierwszeństwa toczą tu Gruzini i Ormianie), przez Sumerów, Asyryjczyków, Egipcjan, Greków, Etrusków i Rzymian, aż po chrześcijańską cywilizację Zachodu – ten sfermentowany sok z winogron stał się częścią tak religijnego kultu, jak i nieskrępowanej zabawy. A stąd już tylko krok do inspiracji dla poetów i malarzy oraz trwałego miejsca w światowej sztuce: antycznych przedstawień w ateńskim Teatrze Dionizosa, alabastrowego posągu Bachusa autorstwa Michała Anioła, Kielichu wina spod pędzla Vermeera, przejmujących strof Wina mordercy Baudelaire’a. W dawnych wiekach wino zajęło poczesne miejsce także w rodzimej kulturze, co w dużej mierze wiąże się z ponad tysiącletnią tradycją uprawy winorośli na ziemiach polskich. Zaskoczeni, że aż tak długą? Zatem poczytajcie…

Był rok 965 (lub 966 według innych źródeł), kiedy Ibrahim syn Jakuba, żydowski kupiec i poddany kalifa Kordoby, jako pierwszy w historii zapisał słowo „Krako”. Odwiedzając gród należący wówczas do czeskiego „króla Bolesława”, pewnie natknął się i na pierwszą na ziemiach polskich winnicę porastającą południowe zbocze wzgórza wawelskiego. Nieco ponad sto lat później wraz z przybywającymi z zachodu i południa mnichami (od tynieckich benedyktynów począwszy) rozpoczął się rozwój przyklasztornego winiarstwa. Do rozmiarów iście przemysłowych doprowadzili go w czasach średniowiecznych Krzyżacy; nie dość, że sami produkowali wino m.in. w rozległych winnicach w Toruniu, to jeszcze importowali trunki z bliższych i dalszych zakątków Europy. I to właśnie na krzyżackich ucztach podczas pokojowych negocjacji w 1408 roku przed królem Jagiełłą stawiano tak egzotyczny napój jak słodka grecka małmazja. Czy jej spróbował? Pewnie nie, wszak był zdeklarowanym abstynentem.

Tego ostatniego z pewnością nie można powiedzieć o dworze ostatnich Jagiellonów, tyleż dzięki renesansowemu rozluźnieniu obyczajów, co z racji starań Bony Sforzy na rzecz upowszechnienia wina na monarszym stole. Włoskie trunki towarzyszyły więc codziennym obiadom, odświętnym ucztom, balom i turniejom rycerskim. Pojawienie się wówczas w Krakowie całego zaciągu skorych do zabawy południowców z pewnością miało też swoje znaczenie, co czujnie uchwycił Jan Kochanowski. Znacie fraszkę O doktorze Hiszpanie? Jej bohater, profesor prawa Akademii Krakowskiej, rodowity Hiszpan Pedro Ruiz de Moros, znany lepiej jako Piotr Rojzjusz, uchodził za jednego z większych imprezowiczów w mieście. Nie do końca licowało to z jego miejscem zamieszkania, czyli pałacem biskupów przy dzisiejszej Franciszkańskiej (Rojzjusz był duchownym). A że budowla była w owych czasach w dość kiepskiej kondycji, to – jak pisał Kochanowski – „Doktor nie puścił, ale drzwi puściły” i wino lało się jeszcze długo tego wieczora.

A potem był epizod z winnicą Stefana Batorego przy letnim pałacu w Łobzowie. I XVII-wieczna miłość polskiej szlachty do węgrzyna sprowadzanego z Egeru i Tokaju, by dojrzewał w małopolskich piwnicach. I historie o reńskich winach podawanych w 1879 roku w Sukiennicach podczas jubileuszu 50-lecia pracy twórczej Ignacego Kraszewskiego. I o winnych degustacjach u Antoniego Hawełki i w innych XIX-wiecznych krakowskich „handelkach”. Można zatem powiedzieć, że wino w polskiej kulturze i tradycji przyjęło się nad wyraz dobrze, choć w czasach PRL-u ten uznany przez władze za dekadencką przyjemność trunek przeżywał okres zapomnienia.

Szczęśliwie, renesans polskiego wina, niemal jak za czasów królowej Bony, nastał z początkiem nowego tysiąclecia. Liczba winnic w ostatnich 15–20 latach z raptem kilku tuzinów wzrosła do imponujących sześciuset, z czego w samej Małopolsce zarejestrowano ich grubo ponad setkę. Wraz z dynamicznym przyrostem liczby winiarzy i powierzchni upraw wino odzyskuje też należne miejsce jako towarzysz wysokiej kultury.

Wino i sztuka to świetny pairing – nie ma wątpliwości Bożena Schabikowska, absolwentka krakowskiej i poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych, a zarazem producentka wina i właścicielka winnicy Pod Lubuskim Słońcem. – Zarówno sztuka, jak i wino kształtują naszą wrażliwość i uważność, poruszają emocje, zachęcają do nieszablonowego myślenia. Dobre wino, podobnie jak wartościową sztukę, można, a wręcz należy kontemplować. Wino ma przy tym istotną przewagę nad najbliższymi mi sztukami plastycznymi: oprócz zmysłów wzroku czy dotyku używamy także smaku i węchu. Sprawia to, że przeżywanie wina staje się doświadczeniem kompletnym, wielozmysłowym”.
Bożena organizuje połączone z degustacją win plenery malarskie, miłośników sztuki zaprasza do swojej galerii położonej na terenie winnicy, a na wernisażach częstuje winem, które wyszło spod jej ręki. Podobnie robią inni winiarze, a niektórzy (chociażby małopolskie Piwnice Antoniego czy dolnośląskie Winnice Jaworek) obrazy zamieszczają na etykietach butelek. Podczas wizyt w winnicach można także wziąć udział w kursach plastycznych, zajęciach florystycznych albo warsztatach rękodzieła.

Niezwykły projekt muzyczny od 2017 roku organizuje Winnica Janowice, położona tylko nieco ponad godzinę od Krakowa. To Vitis Music Sfera Festival, wyjątkowy w skali kraju przykład łączenia miłości do wina i muzyki. Podczas tygodnia sierpniowych koncertów w przepięknej scenerii łagodnych wzgórz doliny Dunajca prezentują się wykonawcy muzyki klasycznej i jazzowej. „Pomysł na festiwal był dość oczywisty: sama jestem muzykiem klasycznym, chciałam więc przenieść sztukę na winnicę założoną przez moich rodziców. I zrobić trochę zamieszania – śmieje się Karolina Chlipała-Dobrosz, córka właścicieli winnicy i spiritus movens festiwalu. – W plenerze odczuwamy muzykę zupełnie inaczej niż w sali koncertowej, atmosfera jest luźniejsza, mniej sztywna. Nasi goście słuchają koncertów z kieliszkiem wina w dłoni i widokiem na zjawiskowe zachody słońca nad Dunajcem. Wtedy i muzyka, i wino smakują inaczej, a doświadczenie jednego i drugiego jest pełniejsze, nieporównywalne z niczym innym. A w winach z Janowic można wyczuć nuty skrzypiec Stradivariusa lub fortepianu Yamaha w wersji jazzowej i klasycznej!”.

Także w samym Krakowie instytucje kultury w realizowane projekty coraz chętniej włączają wino (i jedzenie). Szlak przetarła już w 2018 roku Opera Rara ze smakiem, dziś z pewnością warto wziąć udział w Uczcie na Wawelu prowadzonej przez Bartka Kieżuna. Butelki z podkrakowskich winnic coraz częściej towarzyszą też wernisażom w muzeach i galeriach. Jak przed wiekami, tak i dziś wino świetnie dopełnia obcowanie ze sztuką. Czy większa w tym zasługa jego smaku i aromatu czy może współistniejącej z nimi opowieści o napoju bogów i królów, który pod sprawną ręką winiarza sam przemienia się w dzieło sztuki? Na to pytanie każdy z nas ma pewnie własną odpowiedź. Cieszmy się zatem i winem, i kulturą, bo przecież świetnie idą ze sobą w parze.

Szymon Gatlik (Kraków Food & Travel)
Przewodnik kulinarny i winiarski, miłośnik lokalnej kuchni, członek Slow Food International, międzynarodowej organizacji dbającej o „dobre, czyste i sprawiedliwe” jedzenie. Ekspert programu edukacyjnego Polskie Skarby Kulinarne, organizator wydarzeń kulinarnych. W pracy stara się na co dzień stosować filozofię „slow tourism”.


fot. z archiwum prywatnego autora

Artykuł został opublikowany w kwartalniku „Kraków Culture” 1/2024.

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<