Wyobraźmy sobie biały rządowy pałacyk w dzikiej Puszczy Białowieskiej, który znajduje się tuż za murem po stronie białoruskiej. To Wiskule - miejscowość, która stała się świadkiem upadku Związku Radzieckiego i narodzin nowej rzeczywistości. To właśnie tam, w roku 1991, dokonał się przełom, inaugurując nową erę. Rozpadające się mury starego ustroju ustąpiły miejsca nowym konstrukcjom kapitalizmu - „metalowej kurtynie", tym razem zwieńczonej drutem kolczastym, która przesunęła się o 814 km na wschód wzdłuż linii prostej od Berlina.
Od ponad 30 lat, cegła po cegle, wznoszone są zamki, otoczone tujowymi murami, z białymi wieżami, w których skryto zarówno skarby, jak i władców. W miarę jak ten mur powstawał, oddzielając nas od siebie nawzajem, stopniowo traciliśmy wzajemne widzenie. Trzy dekady postępującej izolacji, wynikające z kapitalistycznej wolnej amerykanki, sprowadziły komunikację do memów, randki do Snapchata, a swobodę wypowiedzi online osób, które nie potrafią zbudować zdania, do dezinformacji i fake newsów. Jesteśmy tą wersją siebie, którą decydujemy się opublikować na Instagramie, wpuszczamy ludzi pod mury wieży, ale nie dalej.
Dlatego tak jest, że nad każdą pracą Marcina Dymka unosi się tajemnicza biała wieża, której otoczka murów skrywa zarówno bogactwa, jak i samego autora.
To bariera zbudowana na granicach wyobraźni, lęków, historii sztuki oraz przetworzonej rzeczywistości, którą emigranci ze świata zewnętrznego mogą przekroczyć, wspinając się jedynie po jasnożółtym warkoczu. Każda z prac Dymka posiada ukryte wejście. W głębi dzieł odkryjemy postmodernistyczne poszukiwanie nowego ładu na gruzach przeszłości, której odbudowa nabiera nowego sensu po lutym 2022 roku.
Wydźwięk poetycki tych prac oparty jest na cytatach z odległych przeszłości wplecionych w teraźniejszość. Są one jak powidoki znanych nam wątków, nawiązujących do twórczości rodzącej się tuż przed wojennymi burzami, lub emanujących z przeczucia nadchodzących zmian. Nic nie jest podane wprost, lecz zaszyfrowane w meandrach plam, kresek i form. Ukazują się przed nami echa postaci z Malewiczowskich płócien, ożywione właściwą dla Paula Klee melancholijną kolorystyką, wibrujące dramatycznym niepokojem.
Ten sam niepokój, charakterystyczny rys, jawi się także w ceramikach Zofii i Marcelego Marklowskich, Piotra Piaskowskiego i Andrzeja Mędrka powstałych w latach 90. To dzieła, w których rezonują realia trudnych czasów, pozornie różnych, a jednak podobnych w swojej dynamice i niepewności wynikającej z redefinicji rzeczywistości.
Wszystko to splata się w symboliczną pętlę w Galerii UFO. "Biała wieża" to nie tylko indywidualna wystawa Marcina Dymka, lecz także okazja do przypomnienia już nieistniejącej Galerii 13 - pierwszej galerii designu w Polsce, która po 40 latach działalności na ulicy Krakowskiej 13 niedawno zamknęła swoje drzwi. To nie tylko okazja, by przyjrzeć się postmodernistycznej ceramice, lecz także szansa, abyśmy wspólnie zastanowili się nad losem estetyki postmodernizmu. (Mateusz Okoński)