Rekomendacje – muzyka popularna

7 kwietnia 2020

Poszukiwaczka dźwięków

Entuzjastom jazzowej wokalistyki rekomendujemy wyróżniony Nagrodą Grammy album The Window, który Cécile McLorin Salvant nagrała z pianistą Sullivanem Fortnerem. McLorin to trzykrotna laureatka Grammy, uważana za spadkobierczynię słynnych wokalistek jazzowych – Elli Fitzgerald, Billie Holiday i Sarah Vaughan. Sama określa swoją muzykę jako mieszankę jazzu, bluesa, folku i melodii wodewilowych. Jest jednocześnie zaangażowaną poszukiwaczką zaginionych dźwięków – jej ulubione utwory to te mało znane czy wręcz zapomniane. Stara się je przywracać słuchaczom we własnych wersjach. Oprócz tego, że przypomina już znane kompozycje, pisze także własne utwory; śpiewa po angielsku, hiszpańsku i francusku. Jej wykonania są zawsze pełne uważności i przejmujących emocji. Artystka demonstruje je czasami z powagą i dobitnością aktorki niemego kina, a czasami z wodewilową zaczepnością. (Grzegorz Motyka, Stowarzyszenie Artystyczno-Edukacyjne Jazzowy Kraków)

The Window, Cécile McLorin Salvant, Mack Avenue 2018


Serce jazzu

Jakież wielkie serce musiał mieć legendarny krakowski saksofonista Janusz Muniak (1941-2016), skoro Włodzimierz Nahorny już na swoim pierwszym autorskim albumie Heart (!), nagranym w triu w roku 1967, centralny utwór nazwał Serce Muniaka. Potem już na zawsze do Muniaka przylgnął piękny zwrot czy określenie, że jest on „sercem polskiego jazzu”. Jego czołowi młodzi partnerzy, uczniowie, a zarazem przyjaciele z ostatnich 20 lat współpracy głównie w Jazz Clubie U Muniaka nagrali ostatnio piękną płytę – hołd dla swojego mentora. Oddaje ona całego ducha kunsztu i klimatu ich współpracy. Ma się wrażenie, że za chwileczkę do saksofonistów Grzegorskiego i Ślusarczyka dołączy Jasiu – bo też często grywali na „trzy rury” i mieli specjalne wspólne programy. Utwory nagrane na płytę to sztandarowe kompozycje z klubowego repertuaru Muniaka nagrane w znakomity, klasyczny sposób. Płyta jest ważnym świadectwem prawdy i piękna rasowego jazzu, jakie przekazywał Muniak – jego krakowski kustosz i mistrz. (Witold Wnuk, Cracovia Music Agency)

To Muniak with Love, Grzegorski/Ślusarczyk/Białowolski/Adamczak/Skolik, Jazz Sound 2019


Medium dla ludu

Moja propozycja może będzie nieco upiorna, ale przypomniał mi się w tym szczególnym czasie trzypłytowy album People Take Warning! Murder Ballads & Disaster Songs. To kolekcja bluesowych i folkowych pieśni, którymi żyła Ameryka w latach 1913-1938, a więc między innymi w czasach Wielkiego Kryzysu. Nie służyły rozrywce, były raczej czymś w rodzaju mediów dla ludu. Rozpowszechniały informacje – i oczywiście plotki – o wszelakiego rodzaju nieszczęściach. Od tych, które zgotowała człowiekowi natura (mamy tu relacje z powodzi i trzęsień ziemi, wspomnienia zabójczych cyklonów, ale i utwór o epidemii grypy w Memphis), przez związane z technologią (są więc i lamenty nad losem pasażerów Titanica, i historie katastrof kolejowych czy lotniczych), aż po krzywdy, które ludzie wyrządzali sobie nawzajem. Forma tych utworów trąci myszką, jakość daleka jest od doskonałej, ale emocje zawarte w muzyce i słowach ani trochę się nie zestarzały. W powstanie tej kompilacji zaangażowany był Tom Waits – przynajmniej wiadomo, skąd czerpie inspiracje do własnych ponurych opowieści. (Jarek Szubrycht, „Gazeta Wyborcza” / „Gazeta Magnetofonowa”)

People Take Warning! Murder Ballads & Disaster Songs, różni wykonawcy, Tompkins Square 2007


Baśń na teraźniejszość

To będzie rekomendacja dla melancholików, żeby w czasach, w których trzeba się krzepić, nie zapomnieli o drapiącym pazurze – bo to on daje im poczucie, że żyją. Ode mnie dla was: Heidrik i jego Funeral. Ogromna porcja pięknego autorskiego smutku. Chłopak szepcze, nuci i śpiewa z nienaganną emisją. Trochę baśni, trochę prawdy: o niedobrej miłości, potworach i gęstym lesie samotności. Do tego pięknie zaaranżowane smyczki, misternie wyreżyserowane plany, dużo teatru i jesteśmy w innym świecie. Nie lepszym, nie gorszym, ale z pewnością ciekawszym. (Paulina Bisztyga, Off Radio Kraków / Radio Kraków)

Funeral, Heidrik, wyd. własne 2016


Na kłopoty – trąbka

W czasach, gdy świat na chwilę się zatrzymał, a my zanurzamy się w pierzyny i rozciągamy w fotelach, warto wyrwać się z czterech ścian za pomocą muzyki. Niech sposobem na jeden z leniwych momentów będzie dźwięk trąbki.

Ścieżka dźwiękowa do filmu Osierocony Brooklyn ukazała się w dwóch wersjach – idealnie nadaje się więc na długi wieczór. Szczególnie polecam płytę, na której dominuje zespół Wyntona Marsalisa. Jazzowe standardy mieszają się tu z nowymi kompozycjami, a dźwięk trąbki lidera przenosi nas w lata 50. XX wieku do jednego z zadymionych klubów jazzowych Nowego Jorku. Ciekawostką jest utwór Daily Battles stworzony specjalnie na potrzeby filmu przez Thoma Yorke'a (Radiohead), w którym gościnnie zagrał na trąbce Flea, znany przecież głównie jako gitarzysta basowy zespołu Red Hot Chili Peppers. Nie da się przeoczyć również instrumentalnej interpretacji tego utworu, którą polecam szczególnie miłośnikom smutnych melodii. Dopełnieniem tej muzycznej układanki jest udział Daniela Pembertona, jednego z bardziej zapracowanych obecnie brytyjskich kompozytorów muzyki filmowej, którego kreatywność prezentuje się w całej okazałości szczególnie na drugiej płycie ze ścieżką dźwiękową, ale to już zupełnie inna historia.

Muzyka z filmu Osierocony Brooklyn skrywa wiele ciekawych wątków, warto poświęcić chwilę i odkryć je samemu. A może znajdzie się jeszcze czas na obejrzenie filmu Edwarda Nortona? (Michael Łyczek, Krakowskie Biuro Festiwalowe, menedżer cyklu ICE Classic)

Motherless Brooklyn (Original Motion Picture Soundtrack / Score), różni wykonawcy, WaterTower Music 2019


Profanum Morricone

Tego kompozytora nikomu w Krakowie przedstawiać nie trzeba, ale czy na pewno dobrze go znacie? Słyszycie Ennio Morricone, myślicie: Sergio Leone, spaghetti western, Frantic, Nietykalni, Misja, a nawet Nienawistna ósemka? Posłuchajcie więc Crime and Dissonance. Jak to możliwe, że włoski maestro jest jedną z najważniejszych inspiracji alternatywnych mistrzów: Alana Bishopa, Johna Zorna czy Mike’a Pattona? Odpowiedź znajdziecie na tym dwupłytowym albumie. Pierwszy go skompilował, drugi opisał, a trzeci wydał. Zbrodnia i dysonans jest szansą na poznanie zupełnie innego oblicza Morricone – odważnego, eksperymentującego, dowcipnego, hałasującego awangardzisty i improwizatora, który komponował też muzykę do komedii, fars, horrorów (w tym Daria Argento) czy erotyków (nie słuchajcie tego przy dzieciach!). Gitarowy zgiełk, ciężki oddech, krzyki, jęki, psychodelia, muzyka konkretna – to wszystko tu jest, i zaaranżowane tak, że wciąga bez reszty. Polecam ze wszech miar, również jako idealny wstęp do twórczości Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza – awangardowo-improwizowanego ansamblu (obecnego również na albumie), którego Morricone był członkiem w tych samych latach, z których pochodzą skompilowane utwory, czyli od połowy lat 60. do początku lat 80. I nagle płynnie przeszliśmy do Sacrum Profanum… Niczym innym ta płyta nie jest – to największe profanum, jakie napisał Ennio „Sacrum” Morricone. (Krzysztof Pietraszewski, kurator festiwalu Sacrum Profanum)

Crime and Dissonance, Ennio Morricone, Ipecac Recordings 2005


O Holenderka!

Tak czułem, że to będzie dla mnie ostatni koncert na długo, być w może w całym roku. Tym cenniejsza wydawała się każda minuta krótkiego setu, który Eefje de Visser dała pod koniec lutego w warszawskim Palladium. Holenderka grała samotnie jako support przed belgijską grupą Balthazar. Jednak nie tylko ja przyszedłem tam głównie dla niej – pięciu Belgów po jakimś czasie zostawiliśmy samym sobie i z kolegą poszliśmy złapać ją przy stoisku z gadżetami, aby podziękować za występ, za nową płytę i za trzy poprzednie. Eefje pięknie śpiewa i pięknie komponuje. A dochodzi do tego jeszcze język niderlandzki, który w muzyce ujmuje nie mniej niż skandynawskie. (Mariusz Herma, „Polityka” / beehy.pe)

Bitterzoet, Eefje de Visser, Sony Music 2020


Nostalgia z przesłaniem

Albumu All Things Must Pass słucham pasjami, w każdym momencie, kiedy potrzebuję odrobiny oderwania od rzeczywistości i inspiracji w szukaniu wewnętrznego spokoju. Powracając do niego nieustannie od kilku lat, nie zdawałam sobie sprawy, że zawarte na nim piosenki wraz z tekstami, a wreszcie przecież sam tytuł płyty (Wszystko przemija) staną się tak aktualne w obecnych czasach – pandemii, kwarantanny i codziennego lęku o to, co przyniosą kolejne dni. Ciepłe i intrygujące dźwięki przestrojonej gitary, charakterystycznej dla hipisowskich utworów przełomu lat 60. i 70., koją nawet najsilniej targane niepokojem zmysły. Pozwalają na chwilę zapomnienia i nostalgiczną wyprawę w czasy, które nam – tym, którzy ich nie przeżyli – kojarzą się z radosną beztroską, bez internetu, telefonów komórkowych i skutków globalnego ocieplenia. Polecam włączyć ten album, oddać mu się w całości i skupić się na całej masie ważnych przesłań, które niesie nam na obecne trudne czasy. Jakich? Nie będę ich wskazywać, na pewno każdy znajdzie te dla niego najsilniejsze i najbardziej istotne. (Joanna Pichola, Krakowskie Biuro Festiwalowe, menedżer Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie)

All Things Must Pass, George Harrison, Apple Records 1970


W jakim języku śpiewają drzewa?

Wood Wide Web jest w uproszczeniu podziemnym systemem grzybów i drzewnych korzeni. Technicznie służy m.in. do komunikacji między roślinami. Jak brzmiałaby owa tkanka, gdy dać jej prawo do generowania dźwięków? Odpowiedzi na to pytanie szuka producent i kompozytor Pantha du Prince. Jego najnowszy album obfituje w organiczne brzmienia przecierane subtelną, klubową elektroniką. Jest tutaj ciepło, jasno i wilgotno. I choć Tadeusz Gicgier pisał w jednej z fraszek, że „na świecie coraz jest głośniej, nie słychać, jak trawa rośnie”, to jednak istnieją metody na ciekawskie przyłożenie ucha. Album Conference of Trees jest tego dowodem. (Eta Hox, Off Radio Kraków)

Conference of Trees, Pantha du Prince, Modern Recordings 2020


Niezniszczalne

Zawsze trzymam kciuki za tych, którzy mają pod górkę, z podziwem obserwuję więc drogę, którą od 25 lat kroczą w zdominowanym przez mężczyzn rockowym świecie Corin Tucker i Carrie Brownstein z zespołu Sleater-Kinney. Nie grają bezpiecznie – chwytliwe melodie chowają za jazgotem gitar, a swoje racje raczej wykrzykują, niż wyśpiewują. Nie stronią też od tematyki kontrowersyjnej (polityka) i bolesnej (osobiste porażki). Przedstawiony na płycie The Center Won’t Hold świat (i ten wielki, i ten prywatny) jest rozbity, podzielony, wypełniony poczuciem bezsilności, złością. A one znów krzyczą „nie!”. Tą niezgodą najpierw zdobyły moje serce, a potem uszy. Kiedy po ukończeniu najnowszego albumu z zespołu odeszła wieloletnia perkusistka Janet Weiss, Corin i Carrie zacisnęły zęby, wypełniły lukę i ruszyły w trasę. Bo grają po to, żeby walczyć. My też będziemy musieli – po powrocie do naszego normalnego zabieganego życia będzie trudniej, niż było. A niektórym jeszcze trudniej.

PS Jeśli kwarantanna się przedłuży, S-K ma w dorobku osiem innych longplayów – to dyskografia, w której nie znajdziemy słabych punktów! (Bartosz Suchecki, Krakowskie Biuro Festiwalowe, „Karnet”)

The Center Won’t Hold, Sleater-Kinney, Mom + Pop 2019


Artykuł ukazał się w wydaniu specjalnym miesięcznika „Karnet” (4/2020)

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<