Zobaczyć coś nowego

30 czerwca 2022

O godzeniu dziedzictwa z nowoczesnością opowiada prof. Andrzej Betlej, dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu.  

Grzegorz Słącz: Ostatnie dwa lata to czas pandemii, który zaburzył funkcjonowanie wielu instytucji kultury. Jak z tymi problemami radził sobie Zamek Królewski na Wawelu? 

Andrzej Betlej: Niedawno pewien kolega powiedział mi, że powinienem bardzo mocno zazdrościć mojemu poprzednikowi, czyli profesorowi Janowi Ostrowskiemu, który był tutaj dyrektorem przez 30 lat. „Natomiast ty przyszedłeś i najpierw miałeś pierwszy rok zarazy, potem drugi rok zarazy, a teraz masz wojnę”. Nikt nie przewidywał na początku roku 2020, że Zamek Królewski będzie musiał się mierzyć z takimi całkowicie od nas niezależnymi uwarunkowaniami. Ale ja ten okres oceniam bardzo dobrze. Tak naprawdę myślę, że Zamek nie tylko wyszedł obronną ręką z tej zmieniającej się trudnej sytuacji, ale wręcz dokonał rzeczy wielkich. I chcę, żeby to było jasne: to nie są wyłącznie moje dokonania, ale tych wszystkich ludzi, którzy tu pracują i od których cały czas bardzo dużo się uczę.
Jeśli spojrzymy na twarde fakty, to w pierwszym pandemicznym roku udało nam się przede wszystkim bez większego kłopotu otworzyć czy raczej przywrócić wystawę namiotów tureckich – a przy tej okazji pokazać wiele dzieł poświęconych szeroko rozumianej kulturze ottomańskiej. W tym samym 2020 roku udało nam się zrobić coś, o czym wiele osób myślało w kategoriach rzeczy niemożliwych: udostępnić rezerwat archeologiczny kościoła św. Gereona. Ta niezwykła przestrzeń, ważna nie tylko dla wawelskiej historii, długo stanowiła pewnego rodzaju tabu, bo to właśnie tam miał się znajdować słynny kamień mocy – „czakram”, o który tak często dopytują turyści. Rok 2020 pozwolił też na zmiany, które miały zaprocentować w kolejnych latach. 

Jakie to były zmiany?
Na przykład stworzenie działu organizacji wystaw, a także rozwój działu technicznego, co pozwoliło nam zbudować samodzielnie, już bez udziału zewnętrznych firm, znaczącą część wystaw. To są może rzeczy „przyziemne”, ale pomagają realizować wielkie cele. Jeszcze w 2020 roku zaczęliśmy przygotowywać wielki projekt wystawy wszystkich arrasów znajdujących się w kolekcji Zamku, której kuratorami były panie Magdalena Piwocka i Magdalena Ozga oraz pan Jerzy Holc. Pod ich kierownictwem powstała wystawa – nie waham się użyć tego słowa – monumentalna, odwołująca się do tradycji wielkich ekspozycji, które rozgrywały się w przestrzeni zamku, jak choćby ta z okazji 300-lecia odsieczy wiedeńskiej. Pokaz arrasów nie był zwykłą prezentacją obiektów, ale wystawą totalną – opowieścią historyczną, edukacyjną, a nawet konserwatorską. 116 000 widzów oznacza, że była to najintensywniej odwiedzana wystawa muzealna w ubiegłym roku w Polsce i na pewno wystawa o największej frekwencji w historii muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu. Fakt, że otwierała ją na wejściu praca Marcina Maciejowskiego, a tuż obok znalazła się instalacja Mirosława Bałki, pokazywał, jak rozumiemy przywoływaną tak często przez nas wszystkich ideę Wawelu otwartego. 

Czyli paradoksalnie to otwarcie dokonało się podczas pandemii?
Ideę Wawelu otwartego jesteśmy w stanie wcielać – ja, nasi kustosze i współpracownicy – mimo wszelkich ograniczeń. Pierwszym symbolicznym dowodem tego otwarcia było pełne udostępnienie naszych ogrodów, ozdobionych dodatkowo rzeźbami Józefa Wilkonia. 
Zawsze powtarzam, że są dwie podstawowe sfery funkcjonowania Wawelu, które wzajemnie się przenikają. Wawel jako miejsce, rezydencja, zamek jest elementem naszej tożsamości historycznej, społecznej czy narodowej, krótko mówiąc – jest wpisany w polskie DNA. Ale też Wawel nie musi być celem tylko okazjonalnych wycieczek, spacerów z dziećmi czy dalszą rodziną, która akurat przyjechała do Krakowa. To musi być miejsce przyjazne, w którym można poznawać historię, ale też zobaczyć coś nowego. Nie chodzi tu o dostosowywanie się do jakichkolwiek trendów: Wawel ma tak wielki potencjał i tak wielkie znaczenie, że powinien nieustannie pokazywać wspaniałe zbiory i ucieleśniać wszystkie możliwości, jakie łączą się z pojęciem muzeum. Prezentować rzeczy oczywiste, ale czasem w nieoczywisty sposób, tak jak to było w przypadku wystawy arrasów. Gdy ktoś mi wówczas mówił: „Ale ja już widziałem arrasy”, odpowiadałem: „Nie, nie widziałeś, przyjdź, poznaj je teraz”. 
Mieliśmy w ubiegłym roku dziewięć wystaw czasowych – w tym dwie wielkie, obok arrasów był to pokaz malarstwa flamandzkiego i niderlandzkiego. Wprowadziliśmy przy tym nowoczesny etalaż w historyczne pomieszczenia komnat, co stało się wielką atrakcją. Idea Wawelu otwartego polega więc na tym, żeby z przeszłości zapisanej w zbiorach zamku stworzyć miejsce nie tyle popularne, co powszechne. Mimo pandemii również w 2021 roku udało się nam uzyskać frekwencję zbliżoną do roku 2019: 1 582 000 odwiedzających w 2019, 1 282 000 w 2021 roku, a ubiegłoroczne miesiące od lipca do października były rekordowe w historii Wawelu. I na tym z pewnością nie koniec… 

W tym roku pojawia się nowy czynnik, bo mamy dwie ogromne wystawy, z których Wawel zawsze słynął, w zupełnie nowych odsłonach.
30 czerwca wszyscy będziemy świadkami wyjątkowego wydarzenia przygotowanego w okresie pandemii: chodzi o otwarcie nowego Skarbca Koronnego, na powierzchni trzykrotnie większej niż wcześniej. Wzbogacamy ekspozycję o nowoczesną opowieść przekazaną w niebanalny sposób. Podam przykład: już wcześniej można tu było obejrzeć – wciśnięty w jedną z gablot – wspaniały strój Jana III Sobieskiego: płaszcz Orderu Świętego Ducha. Teraz będzie można go obejść, zobaczyć w całej wspaniałości, w odpowiednim oświetleniu i z odpowiednim komentarzem. Niespodzianek będzie więcej, bo na tej ekspozycji zobaczymy wiele dzieł wcześniej nieprezentowanych, odwiedzimy kunstkamerę, czyli nowo zaaranżowany gabinet osobliwości, spotkamy też… konie! Cała wystawa będzie dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami ruchowymi czy wzrokowymi.
Tego samego dnia otworzymy w pełni królewskie apartamenty i komnaty w nowej aranżacji. Nowe opisy, oświetlenie, całkowicie nowa aranżacja sali Senatorskiej, blisko 30% eksponatów więcej, no i w tej nowej aranżacji wspaniała kolekcja malarstwa renesansowego z daru profesor Karoliny Lanckorońskiej. Równocześnie rozpocznie się pokaz obrazów z dawnych zbiorów Fundacji Lanckorońskich. W ramach tej ekspozycji na pierwszym piętrze zobaczymy arcydzieła z Rijksmuseum czy z National Gallery, skąd przyjedzie do nas obraz Paola Uccella Święty Jerzy i smok z 1470 roku. Te wszystkie wydarzenia – i nie tylko – składają się na nasz Festiwal Otwarcia zaplanowany między 1 i 3 lipca.  

A przecież w tym roku już i tak wiele się wydarzyło… 
Zaczęliśmy od wystawy Andrzeja Radwańskiego, studyjnej, świetnie przygotowanej przez Natalię Koziarę-Ochęduszko, z doskonałym katalogiem. Potem otworzyliśmy także niewielką, ale cieszącą się popularnością prezentację Pradzieje Wawelu. Warto zaznaczyć, że była to samodzielna inicjatywa naszego działu archeologii.
Od maja oglądamy wystawę Wyczółkowski odnaleziony. Pretekstem do niej było odzyskanie straty wojennej, ale mamy w sumie 11 obrazów artysty, które składają się na ten pokaz. Z kolei Smoczy ogród. Bronisław Chromy na Wawelu wpisuje się w obchody pięćdziesięciolecia odsłonięcia słynnej rzeźby krakowskiego smoka i kontynuuje linię wyznaczoną przez wystawę Józefa Wilkonia.
Pod koniec lata przybywa do nas królewski Rembrandt, czyli Lisowczyk, którego pokażemy 18 sierpnia. Chcę też zapowiedzieć wystawę Jacoba Mertensa, z założenia bardzo krakowską, ponieważ jej osią będzie rekonstrukcja dawnego ołtarza z bazyliki Mariackiej.
Warto przywołać liczne wawelskie katalogi i publikacje na najwyższym edytorskim poziomie. Także te edukacyjne, jak choćby świetną serię komiksów, której bohaterami są postaci Karoliny i Karola. To oczywiście współczesne nawiązanie do wspomnianej donatorki Wawelu, której pamięć uczcimy w tym roku – oficjalnie ustanowionym jako Rok Karoliny Lanckorońskiej – na wiele sposobów.  

Zamkowe zbiory powiększyły się też o nowe zakupy.
Szczególnie bliskie są nam rzeczy, których historia jest integralnie związana z Wawelem. W ubiegłym roku udało się nam zakupić wyjątkową paterę z zastawy Zygmunta III Wazy. Z drugiej strony – martwa natura Willema Claesza Hedy i Karczma Pod Świętym Michałem Pietera II Brueghla to obrazy, które w znaczący sposób pozycjonują wawelską kolekcję. Oba dzieła są już prezentowane na pierwszym piętrze w Prywatnych Apartamentach Królewskich. 

A co zobaczymy na Wawelu w przyszłym roku?
Przede wszystkim monumentalną wystawę poświęconą Jagiellonom prezentowaną na wszystkich trzech piętrach. Kilkaset obiektów ściągniętych z wielu krajów świata, od Europy po Stany Zjednoczone.
Jeśli wszystko się uda, otworzymy też kolejną wyjątkową trasę w podziemiach zamku. Ta rozbudowana opowieść rozegra się we wspaniałych piwnicach renesansowych w skrzydle wschodnim. Będzie to swoisty pomost pomiędzy Wawelem zaginionym a Wawelem odzyskanym, stała wystawa mówiąca o historii budowli renesansowej, ale i gotyckiej. 
Skierujemy też naszą uwagę w kierunku nowej Zbrojowni, żeby przygotować przynajmniej projekty i koncepcje. Bardzo bym chciał otworzyć również rozbudowany gabinet porcelanowy – mamy naprawdę wspaniałą kolekcję, która złożyła się choćby na bardzo dobrą i cieszącą się dużym zainteresowaniem wystawę porcelany miśnieńskiej. 

Jaka sytuacja w ostatnim czasie dostarczyła panu największego wzruszenia?
Są takie rzeczy, które zawsze bardzo mocno zapadają w pamięć. Kiedy przyjechały nasze najnowsze nabytki, miałem poczucie, że dzieje się coś bardzo ważnego. Źródłem nieustannej fascynacji są dla mnie kolejne spojrzenia na naszą powstającą ekspozycję Skarbca Koronnego, bo ta zmienia się z dnia na dzień. Ekscytujący jest sam proces tworzenia tak ważnej wystawy: to że najpierw widzę pierwsze projekty, potem już te szczegółowe, a na koniec wizja zaczyna się urzeczywistniać. Autentyczne wzruszenie przeżyłem w chwili, gdy na tym stole, przy którym się spotykamy, zobaczyłem miecz hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego. Ta wielka relikwia narodu ukraińskiego nie mogła wyruszyć na planowany pokaz do Kijowa, zatem pokazaliśmy ją na Wawelu – de facto zgodnie z prośbą premiera Ukrainy. To gest symboliczny dla polsko-ukraińskiej bliskości i przyczynek do historii, która się właśnie dzieje. 

  • Andrzej Betlej
    Dr hab., historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor i redaktor licznych książek i artykułów naukowych. W latach 2012–2016 dyrektor Instytutu Historii Sztuki UJ, w latach 2016–2020 dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, od 3 stycznia 2020 roku dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu – Państwowych Zbiorów Sztuki. 


fot. Anna Stankiewicz

Wywiad został opublikowany w kwartalniku „Kraków Culture” 2/2022.

Więcej

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<