Bez happy endu

31 sierpnia 2021

Materiały prasowe Teatru Łaźnia Nowa.

Rozmowa z Bartoszem Szydłowskim, którego najnowszy spektakl „Śnieg” na podstawie powieści Orhana Pamuka zainauguruje nowy sezon 2021/2022 w Teatrze Łaźnia Nowa.

Udało Ci się wstrzelić idealnie w czas z premierą „Śniegu”. Niektórzy powiedzą – znowu!

Bartosz Szydłowski: Dlaczego?

„Konformista 2029” opowiadał o tym, jak się rodzi faszyzm w momencie, gdy w Polsce zaczął się odradzać nacjonalizm. Premiera „Wałęsy w Kolonos” odbyła się niemal równolegle z zamieszaniem wokół teczek Lecha Wałęsy. „Śnieg” na podstawie powieści Orhana Pamuka opowiada o tureckim miasteczku Kars w przededniu rewolucji, w którym władzę próbują przejąć religijni fundamentaliści. Data premiery niemal zbiegła się z przejęciem władzy przez talibów w Afganistanie.

Fanatyzm religijny jest jednym z wielu tematów „Śniegu”, ale faktycznie można powiedzieć, że trafiliśmy na czas. Wydarzenia w Afganistanie wzmocniły tę opowieść i sprawiły, że głosy muzułmańskich kobiet z Kars zyskały na znaczeniu. Mamy poczucie, że mówmy coś istotnego o współczesnym świecie. Akcja „Śniegu” dzieje się w Turcji, ale równie dobrze może się dziać w Afganistanie czy w Polsce, w której rządzący próbują ograniczać prawa kobiet, a politycy mówią głosem kościelnych dostojników.

Główny bohater „Śniegu” – poeta KA, w którego wcielił się Szymon Czacki – zostaje wciągnięty w sieć intryg utkanych przez służby specjalne, polityków, fanatyków religijnych, wojskowych i skorumpowane media, które próbują go wykorzystać do własnych celów. Ale on sam chyba nie do końca wie, czego tak naprawdę by chciał.

Jego motywacja do działania jest wyraźna. Chce rozkochać w sobie Ipek. To miłość go napędza. Drugim elementem, który buduje tę postać, jest poezja. Polityka Ka nie interesuje. On chce kochać i tworzyć. Dlatego stara się z tej sieci wyplątać, a kiedy się okazuje, że to niemożliwe, próbuje zbudować alternatywną rzeczywistość, dzięki której dokona symbolicznego eskapizmu, ucieczki z tej zewnętrznej opresji.

Kars jest – moim zdaniem – symbolem zintensyfikowanej tęsknoty za tym, żeby się wyrwać z więzów, w jakich nas trzyma religia i polityka. Impulsem do tego, żeby zawalczyć o nasz własny wewnętrzny świat. Ocalić swoją intymność, tęsknotę za pięknem i miłością.

Czy takie ocalenie w sytuacji rewolucji jest w ogóle możliwe?

Widmo rewolucji jeszcze bardziej polaryzuje nastroje mieszkańców Kars. Jedni żyją w poczuciu zbliżającej się wiktorii, inni w poczuciu nadciągającej klęski. To się pokrywa z obrazami, które obserwujemy w Afganistanie. Widzimy pułapkę, z której tak naprawdę nie ma wyjścia, bo powiedzmy sobie szczerze, ucieczka Afgańczyków z własnego państwa na Zachód to nie jest dla nich żadne wyjście. Oni nadal są w pułapce. Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. Ci ludzie uciekają z własnego kraju, z lęku przed śmiercią i nadzieją na nowe, życie, ale chrześcijański świat na to ich nowe, wolne życie nie czeka. Są dla niego problemem. Kolejną falą „nielegalnych uchodźców”.

Jeden z bohaterów „Śniegu” mówi: „Kiedyś wszyscy byliśmy braćmi… Ale ostatnimi laty każdy mówi: jestem Azerem, jestem Kurdem, Terekeme, Karakałpakiem... Kurdowie to z nami jedno plemię, dawniej nie znali odrębności. Nikt nie był ani ważniejszy, ani lepszy!”.

Tego świata już nie ma i nie będzie. Nie można przed tym uciec. Podobnie jak nie można uciec przed Kars, które w sobie nosimy. Ten rodzaj pierworodnego grzechu, w którym tkwimy, tej kultury wykluczenia i dogmatów, dopadnie nas wszędzie.

W gruncie rzeczy ucieczki nie ma dlatego, że w pewnej chwili zaczyna się tworzyć paradygmat społecznych relacji, który nie pozwala nam się komunikować emocjonalnie. Zaczynamy się poruszać w spolaryzowanej rzeczywistości, w której nie ma miejsca na wrażliwość, intymność i miłość. To jest pięknie pokazane w serialu „Etos”, którego bohaterowie do złudzenia przypominają figury obecne w książkach Orhana Pamuka. Ci ludzie wierzą w mit wewnętrznej mistyki, niekoniecznie uwikłanej w religię. Ta mistyka wynika z kondycji człowieka, z jego najgłębszej potrzeby, ale potencjał, który jako ludzie posiadamy, jest spętany przez kulturowe i religijne przyzwyczajenia. A przecież wszyscy, dążymy do spełnienia. Chcemy nadać naszemu życiu jakiś pojedynczy sens.  

Każdy z bohaterów „Śniegu” szuka go na swój własny sposób i żaden z nich nie jest tak naprawdę wewnętrznie wolny. Istotną rolę w tym zniewoleniu odgrywa religia.

Zarówno bohaterowie Pamuka, jak i bohaterowie „Etosu” mają poczucie, że realizują jakąś ważną życiową misję. Ta czapa fanatyzmu, która w różnych krajach ma różne oblicza, powoduje, że ludzie nie są już w stanie mówić o sobie w innych kategoriach, niż te, które zostały im narzucone zewnętrznie. A kiedy zaczynają w sobie przyswajać inne kategorie, to natychmiast stają się nieszczęśliwi. Pojawia się autodestrukcyjna niemoc.  

W naszym spektaklu nie mówimy tylko o fanatyzmie islamskim, ale też o pułapce fanatyzmu, który jest kontrislamski, czyli o tych, którzy są po drugiej stronie. Fanatyzm zawsze rodzi fanatyzm, tak jak przemoc zawsze rodzi przemoc.  

Czym jest dla Ciebie tytułowy śnieg?

Śnieg jest dla mnie metaforą pozornego piękna, które nas uspokaja. Jakiejś nieumiejętności dotarcia do samego siebie. Bezruchu. Chwytania się surogatów zewnętrznych. Mimo chęci wyrwania się z Karsu KA nie jest wolny od schematów, które mu tam zaszczepiono. Z jednej strony ma wzorzec Europy, w który wierzy, ale równocześnie ma świadomość, że nigdy nie będzie do tego wzorca należał. Zawsze będzie smutnym, samotnym, emigrantem z Turcji.

Tak naprawdę wszyscy bohaterowie „Śniegu” są do siebie bardzo podobni. Granatowy, który jest fundamentalistą i terrorystą, niewiele się różni od Sunaya. KA też się wpisuje w schemat męskiego myślenia o świecie.

Co sprawiło, że sięgnąłeś właśnie po „Śnieg”?

Kilka lat temu kupiłem książkę Orhana Pamuka. Nie mogłem się od niej oderwać. Kiedy zafascynowany przewracałem kolejne strony, nagle okazało się, że blisko jedną trzecią książki stanowią białe, niezadrukowane kartki. Trafiłem na jakiś feralny egzemplarz. Mimo to postanowiłem przeczytać go do końca. Kiedy dwa lata później sięgnąłem po drugi, kompletny już egzemplarz, miałem poczucie, że czytam zupełnie inną historię. Reżyserując ten spektakl, szukałem klucza do przygody, jaką przeżył KA w Karsie. W jakimś sensie wykonałem tę samą pracę, jaką wykonał narrator w książce. Podążając za Pamukiem, obaj szukaliśmy zielonych zeszytów, w których Ka zapisywał swoje wiersze.

„Śnieg” w adaptacji Mateusza Pakuły, nie ma jednego wyraźnego tematu. Jest ich co najmniej kilka. Który z nich jest Ci najbliższy?

Dla mnie „Śnieg” jest opowieścią o rzeczywistości, w której wszystko co intymne, zostaje zaburzone przez to co publiczne, polityczne i zideologizowane. W równym stopniu dotyczy to Zaina, Sunay’a i jego relacji z Fundą, Kadife z Granatowym, jak i miłości KA do Ipek. Miłości, która nie może się zdarzyć, ponieważ wpada w wir politycznej machiny, w której zostaje zmiażdżona.

Dla mnie Granatowy nie jest groźnym terrorystą, tylko podstarzałym, zmęczonym fundamentalistą, który próbuje sprostać miłości młodej Kadife. Dziewczyny, która go niezwykle kocha. On się dla niej pojawia i znika. Jego głowa należy do polityki. Historia miłości KA i Ipek, pokazuje, że świat jest zazdrosny o szczęście innych. I kiedy to szczęście się pojawia, to natychmiast pojawia się też ktoś, kto próbuje je zniszczyć. Co staje się pewnego rodzaju fatum ciążącym nad tymi, którzy mają szansę tego szczęścia zaznać.

„Człowiek, który żyje dla samego szczęścia, nie może być szczęśliwy” – mówi Granatowy.

Ta próba odrębności, tajemniczego zwrotu „chcę być szczęśliwy” jest mi w gruncie rzeczy obca. Jestem ideowcem. Człowiekiem dyskursu teatralnego zajętym tworzeniem instytucji kultury. Podporządkowałem tej idei całe swoje życie. Łącznie z życiem rodzinnym. Nasza relacja z Małgorzatą spełniała się w pracy. Mimo czteroletniego kryzysu spowodowanego fałszywymi oskarżeniami, który nas oboje bardzo dotknął, nadal nie wyobrażam sobie życia poza strukturami Łaźni. Być może projektuję w ten sposób tęsknotę za czymś o wiele większym i trwalszym, niż to miejsce. Dlatego nie mam do końca pewności, czy Kars jest pejzażem apokaliptycznym, czy pejzażem, w którym żyją ludzie, którzy do końca mają nadzieję, że spełnienie jest możliwe.

Czy jest coś, co – Twoim zdaniem – może Kars ocalić?

Myślę, że konieczne jest stworzenie nowego algorytmu rzeczywistości, który sprawi, że jako ludzie poczujemy, że nadal potrafimy być razem. W całym smutku i brutalności tego świata konieczna jest perspektywa spojrzenia na ten świat z góry, tak jak to robił w swoich filmach Krzysztof Kieślowski. Perspektywa, która obejmie to małe miasteczko i przyjrzy się jego mieszkańcom z empatycznym gestem. Zdaję sobie sprawę z tego, że moja odpowiedź jest dość ogólna, ale nie chcę mówić o konceptach reżyserskich, bo w tym przypadku pozwoliłem sobie na „flow” z opowiadaną historią.

W tym „flow” znalazło się jednak miejsce na refleksje nad współczesną Polską i wojnami plemiennymi, które coraz bardziej nas wyniszczają.

Książka opowiada o miejscu skrajnych napięć politycznych, lęków prowadzących do przemocy, zagrożeniu fundamentalizmem, o miejscu, gdzie boga nie ma, chociaż ciągle się o nim mówi. Polska niewątpliwie stała się krajem takich napięć, ale to nie jest trop, za którym podążałem. W tej historii zafascynowało mnie to, że w takiej polaryzacji brakuje miejsca na wrażliwość, wszystko zostaje zinstrumentalizowane. Zdeptane. Zakrzyczane. Wyśmiane.

Widzowie, którzy będą się doszukiwać wśród bohaterów „Śniegu” figur z naszej rodzimej polityki czy kościoła, jak to miało miejsce w „Wałęsie w Kolonos” czy w „Hamlecie”, mogą być rozczarowani. W pewnym stopniu zaskoczeni byli tym również sami aktorzy. Kiedy Andrzej Szeremeta, który wciela się w rolę Granatowego, zapytał mnie, do którego polityka bym porównał jego postać, nie miałem gotowej odpowiedzi. Nie mam jej również teraz. Myślę, że taka figura nie jest konieczna do odczytania tej postaci.

Praca nad „Śniegiem” sprawiła też, że nieco inaczej spojrzałeś na reżyserię.

Raczej uświadomiła mi, że spektakl nie należy tylko do mnie. Cechą charakterystyczną mojej reżyserii jest to, że na ostateczny kształt spektaklu składają się różne światy. Nie jest tak, że ja jako reżyser mówię konkretnie, co chcę mieć w scenografii, jaką rolę powinna w tym spektaklu pełnić choreografia. Jak wyobrażam sobie muzykę albo dramaturgię. Rzadko się zdarza, że mam gotowy spektakl przed premierą. A w przypadku „Śniegu” tak się zdarzyło. Ogromna w tym zasługa Małgorzaty i Dominiki Knapik, dzięki którym udało się zuniwersalizować tę opowieść. Nie odtwarzamy realiów tureckich.

Pamuk zbudował pewien rodzaj szyfru. Podobnego do postmodernistycznej powieści, która się składa z cytatów, odnośników, refleksów, które pracują na matrycę tego świata.

Ważną rolę w tym świecie odgrywają kobiety. Kadife i Funda są niezwykle silnymi bohaterkami. Ipek daje napęd KA.

Kadife i Funda są postaciami, które widzowie na pewno zapamiętają. Ola Przybyła i Marta Zięba doskonal zagrały swoje role. Głosy ich bohaterek są mocne i wyraźne, ale nawet Kadife i Funda są w tej historii przegrane. Podobnie jak pozostali bohaterowie sztuki. Wszyscy projektują marzenia o przyszłości, na którą tak naprawdę nie mają większego wpływu. Nad Kars ciąży fatum. Najwyraźniej widać to w historii KA.  

Zaim mówi „Nie przyzwyczajaj się”. Walcz! Bierz miecz i idź do przodu. KA tego nie rozumie. Nie chce mordować, tylko dyskutować. Jego kondycja jest w gruncie rzeczy kondycją człowieka kalekiego. To nie jest człowiek głębokiego wglądu. Moim zdaniem, nie jest też wybitnym poetą.

Jedną z ważnych postaci „Śniegu” jest Serdar, szef lokalnej gazety, która na zamówienie polityków, służb specjalnych i wojskowych, kreuje rzeczywistość za pomocą fake newsów. To też ważny i aktualny temat. Zaznaczyliście go m.in. w materiałach graficznych, tworząc Gazetę Jutrzejszą.  

Serdar, którego gra Dominik Stroka, nawet nie sili się na zachowanie pozorów. Mówi wprost, że wiele rzeczy się wydarzyło tylko dlatego, że jego gazeta o tym napisała. To, co powinno śmieszyć, jest przerażające, ponieważ ma realny wpływ na rzeczywistość, w której żyjemy. Prawda miesza się z fałszem. Niezależne media topnieją szybciej niż śnieg. Czy dziesięć lat temu, ktoś by uwierzył w scenariusz taki jak lex TVN albo zawłaszczenie publicznych mediów przez polityków? Podobnych tropów dotyczących naszej rzeczywistości można odnaleźć w „Śniegu” o wiele więcej.

Bardzo bym chciał, powiedzieć na koniec coś optymistycznego, ale mogę powiedzieć tylko prawdę. W tej historii happy endu nie będzie.

 

Udostępnij

Kraków Travel
Kids in Kraków
Zamknij Nasz strona korzysta z plików cookies w celach statystycznych, marketingowych i promocyjnych. Możesz wyłączyć tą opcję w ustawieniach prywatności swojej przeglądarki.
<